Gwardia powoli kładła na noszach Eothaina i Morgoroth by zabrać ich do siedziby Nathaniela. Shaillya wyglądało na bardzo smutną. Cały czas trzymała sie blisko rohańczyka. W końcu podeszła do Ojca:
- Tato... Co się stało Eothainowi?
-Długo nie spał i zemdlał po tym biegu. Nie martw się, musi tylko wypocząć. - powiedział, nie spuszczając oka z Khandyjczyka. Objął córkę ramieniem i wyprowadził ją. A potem poszli za noszami, na których nieśli dwójkę nieprzytomnych.
Shaillya
Dołączył: 29 Sie 2007
Posty: 238 Przeczytał: 0 tematów
Mortis patrzył na całą tą scenę razem z kościstym towarzyszem...
- Więc ja uratowali....
Kościysty towarzysz popatrzył błekitnymi oczami i przytaknął...
- Więc teraz mogę odejść w spokoju...
Kościej przytaknął...
- Mogę się z nią porzeganać?
Kościej stał i ...
<Kobieta ocknęła się na moment i wychrypiała> Wina... <Zasnęła momentalnie. Brakowało jej sił na cokolwiek. Wargi były spierzchniete i popękane, ona sama blada, zgrzana i wycieńczona. Chciała do domu. Do Minas Morgul albo do Mordoru. Przechyliła przez sen głowę i oparła ją o krawędź noszy. Dłoń bezwładnie zsunęła się i zawisła, czubki palców ocierały się o kamienie. Słońce paliło niemiłosiernie. Śnił jej się khandyjczyk, Mortis i Eothan. Coś mówili ale byli zbyt daleko. I coraz bardziej się oddalali.>
Eothain otworzył oczy.
- Co się stało? Gdzie jesteśmy? - powiedział słabym głosem. Czuł się bardzo słaby i chory...
- Zabierzcie nas do Minas Morgul lub do Barad - Dur, jeżeli nie pragniecie naszej śmierci - wychrypiał Nazgul i zemdlał ponownie, a Eothain wraz z nim.
Shaillya
Dołączył: 29 Sie 2007
Posty: 238 Przeczytał: 0 tematów
<Pony jak ty to robisz ze mi zawsze wytracasz broń i ja nei wiem co napisać?...>
<Kobieta nadal była nieprzytomna. Drgnęła kilka razy na noszach, jej dłoń obijała sie o kamienie leżące na drodze. Majaczyła. Zlepione kosmyki przylegały do czoła , cała postać pozostała jednak bezwładna. Śniła o Mortisie. I wiedziała że jest sposób by mu pomóc. Ale wszytsko zależało od tego, czy jej się uda dokonać czegoś w tak krótkim czasie>
Pearl Administrator
Dołączył: 22 Sie 2007
Posty: 1394 Przeczytał: 0 tematów
Khandyjczyk skorzystał z okazji, gdy Hobbitka zwróciła uwagę kapitana. Odwrócił się szybko i dał rannemu w pysk trzonkiem topora otumaniając go. Tą chwilę ogłuszenie wykorzystał by podciąć jednego ze strażników pałacowych.
Odbił się potężnie. Przeleciał ten metr i zaskoczonemu gwardziście rzucił swój topór, a gdy ten go chwycił, Khandyjczyk dał mu potężnie w twarz pięścią, a zanim upadł odebrał swoją bronią. Wymachnął krótko ciosem w krocze następnego, przeskoczył mu pod bronią i kopnął w zadek na odchodne odbijając się od niego. W krótkim locie wykonał silny wymach nogą. Jego sandał przeszybował metr, czy dwa.. i rozkwasił nos kolejnego - niosącego nosze Panienki Ciemność - człowieka. Upadł na bruk w tylko jednym bucie, a cios topora pod biodro przewrócił drugiego. Stanął nad Morgoroth.
-Gdzie my iść? Czy ktoś mi powiedzieć w końcu co to być za obłęd? I dlaczego Roharim Nazgul? I dlaczego Panienka Ciemność niesiona? I gdzie Nazgul martwy? I dlaczego Kapitan żyw? I gdzie wielka woda?
Pytał wzuwając drugi sandał na stopę rozglądając się uważnie.
...i wtedy pocisk z kuszy trafił go w łydkę. Przeszedł na wylot i utkwił w pobliskiej ścianie. Siła pocisku podcięła Khandyjczyka, ten upadł na ziemię, na plecy.
-Teraz sobie poskacz - wychrypiał kapitan i zemdlał, gdy oślepiła go fala bólu płynącego z rany.
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach